Saturday, April 02, 2005

PAPIEZ JAN PAWEL II WIELKI UMIERA

Tak jakby do konca ze swoim szlacheckim poczuciem humoru (zaczal umierac na Prima Aprilis), nasz wspanialy, Polski, szlachecki (pokadzielny, Mama Emilia z Kaczorowskich h. Jelita) Papiez, ktorego historia obdazy przydomkiem "Wielki", umiera. Tylko nasza modlitwa moze wspomagac go w cierpieniu.

Jakim wyjatkowo szczesliwym czlowiekiem jestem, ze stal sie On czescia mojego zyciorysu, mojej genealogii. Jak to dobry Bog dal urodzic mi sie w historii gdzie Slowianin, Polak i Szlachcic zostal Papiezem - glowa miliardowego Kosciola Katolickiego. Kiedy druga taka okazja przytrafi sie? Za nastepne 550 lat? Wielu sobie moze nie zdaje z tego sprawy, ale cierpiacy i umierajacy Papiez, przekazuje nam najwspanialszy skarb jaki mozemy sobie wyobrazic. Jego przeslanie dla nas Polakow jest proste - jak to dumnie w tej chwili byc Polakiem!

Papiez, Polak, Polonus, emigrant. Pamietam jak w czerwcu 1979 roku odwiedzil Polske. Na okres ten komunisci wydali dyrektywe aby nie udzielac urlopow i zwolnien w zakladach pracy. Nie moglem wiec pojechac w glab Polski aby go powitac. Wydzial kadr Stoczni "Ustka" odmowil mi urlopu. W telewizji pokazali tylko kilka obrazkow, tak ladnie przycietych aby nie bylo widac tlumow na mszach papieskich.

Przypadek, czy nie, ale tak sie zlozylo, ze tez w czerwcu 1979 roku ZOMO zmasakrowalo mnie do nieprzytomnosci, ze karetke pogotowia trzeba bylo wzywac.
Pozniej wypadki potoczyly sie szybko. Sierpniowe strajki w stoczni w 1980 r., ucieczka z PRL-u do Niemiec po strajkach, azyl i emigracja do Kanady w 1982 r. Mowie, ze emigracje to "zalatwil" mi Papiez, ktory przkonal Zachod aby demokracje wchlanialy solidarnosciowych emigrantow. Szczegolnie zajmowaly sie tym organizacje katolickie, takie jak "Rafael", ktore zalatwialy docelowe kraje osiedlenia sie polskich uciekinierow z komuny.

Pamietam przez "Rafaela" w Hamburgu zlozylem podania do Szwajcarii, Australii, USA i Kanady. Kanada odpowiedziala pierwsza. I tym zbiegiem okolicznosci moglem zobaczyc Papieza w 1984 roku. Pamietam w Ottawie nioslem ogromna flage polska na wysokim drzewcu. Bylo wietrznie, rzucalo mnie jak pijaka, ale dzielnie unosilem ja nad przeogromnym tlumem. Co za uczucie. To lopotanie flagi, falujacy tlum i Papiez na oltarzu. Te obrazki zostaja do konca zycia.

Pozniej jechalismy za Papiezem na spotanie z Polonia w Toronto. Stadion wypelniony, dziesiatki tysiecy fleszow migajacych jak kolorowe swiatelka. Najblizej Papieza bylem jak wjezdzal swoim popomobilem w otoczeniu ochrony. Ten krzyk tlumu, deszcz oklaskow, swiatlo fleszow i ta bliska obecnosc Papieza sprawila jakis niewypowiedzialny dreszcz emocji, od stop az po czubek glowy, ktory wycisnal z oczu lzy szczescia i radosci.

Wszyscy z naszej wycieczki z Ottawy otrzymali proste drewniane krzyzyki. Moj poswiecony przez Papieza podczas mszy wisi w domu na scianie.
Co za ironia losu. Komunisci nie pozwolili mi zobaczyc Papieza w Polsce w 1979 roku. 5 lat pozniej zobaczylem Go w Ottawie i Toronto. Jaki Bog jest sprawiedliwy i dobry. Sprawi, ze zyczenia sie spelnia, ale w takich okolicznosciach, ktorych czlowiek nie moze sobie przewidziec.

No comments: