+ dodal ducha. Intensywnosc weekendow z Ryskiem pozwala mi zapomniec o chorobie. Usmazyl wczoraj chalibuta. Do tego ziemniaczki. Miesko cieplutkie. Biale. Widelczykiem dziubane soczkiem z wyciskanej cytryny oblane. Pycha. Na deser kolby ugotowanej kukurydzy w wodzie sola morska zroszonej. I sily dodalo. I mocy jakiejs.
Dzisiaj uraczyl mnie gotowanym ogonem wola. Tego przysmaku nauczylem sie od sp. pana Feliksa z Ottawy. Kupuje sie pociety ogon wola. Wrzuca do garnka z woda + 1 cala cebula + lisc bobkowy. Gotuje sie na wolnym ogniu jakies 2 godziny. Pozniej wylewa sie wszystko, oczyszcza miesko, wlewa czysta wode + dodaje swieza cebule + bobkowego liscia i gotuje nastepne 2 godziny, a moze dluzej, az mieso zacznie odchodzic od kosci. Wyjmuje sie mieso ogona na talerz. Mozna na cieplo go konsumowac, lub na zimno. Ja lubie bardziej na zimno. Po ostudzeniu wklada sie do lodowki na noc. I jesc zimny. Trzymajac w palcach za kosc. Ogryzac go powoli. Delektujac sie mieskiem.
Zrobilismy wyskok do centrum. Do Eaton Centre. Dalem sie namowic na kamizelke Armani. Rysiek mowi, ze dobrze lezy i dodaje dystyngcji. I mysle, ze mial racje. Stanalem przed lustrem i zrozumialem sytuacje.
Pewne rzeczy czlowiek nie zauwazy. Potrzebny jest doradca. Z mody to ja zawsze lecialem na trojce. Bardziej taki mol ksiazkowy bylem. Rysiek zawsze lubial sie modnie ubrac i dobrze zabawic. Ja uczylem sie angielskiego czytajac Bhagavad Gita.
Dzisiaj postanowilismy przygotowac dom dla gosci. Oczyscic dywany ze stert lezacej na podlogach informacji. Tony gazet, ksiazek, wycinkow, dokumentow. To powoli znosze do lazni. Segregatory i teczki oznakowane gdzie, co i o jakiej tematyce. Czyli ogolnie informacja jest posegregowana. Nie koniecznie skonsumowana i zanalizowana. No ale tragedie, choroby + brak czasu mnie w jakis sposob usprawiedliwiaja.
Ja znosilem i sortowalem. Rysiek w miedzyczasie probowal zreperowac 2 spot-lights na suficie, bo dwa nie palily. Pozniej cos probowal ze zmywakiem w lazience. Mowi, ze znalazl problem. Male naprawy i czyszczenie z kurzu to motyw dzisiejszego dnia. Tez porozmawialismy z sasiadami o naszych planach przebudowy ganku z tylu i budowy parkingu z przodu domu. Sasiedzi wyrazaja zgode i nic przeciwko temu nie maja. I to sie liczy. Glupie prawo nakazujace zbieranie 67 podpisow na petycji, to swiadome utrudnianie i dyskryminowanie mnie przez wladze miasta.
Zreszta zebranie 67 podpisow zajmie mi rok, albo dluzej. Ja jestem schorowany. Chodzic od domu do domu i zbierac podpisy. Co to ja jakis aktywista polityczny? To zajmuje czas, potrzeba byc zdrowym aby w taka pogode chodzic. To jest celowe utrudnianie przez miasto. Ja chce parking przed domem teraz, a nie za kilka lat. Podam miasto do sadu. Juz to w swojej korespondencji z nimi wyrazilem. Dosc dyskryminacji i zabrac sie do roboty darmozjady miejskie egzystujacy za moje podatki, a nie wymyslac dyskryminujace obywateli absurdy prawne.
Przed oczyma lezy wycinek. Zdjecie osobnika o twarzy niby-Lenin. Ubranego w czerwona koszulke z uniesiana prawa reka trzymajaca kamere filmowa. Po lewej rzad na niebiesko ubranych straznikow miejskich odpychajacy nacierajacy tlum. Napis pod zdjeciem: "Municipal guards and supporters of late Polish president Leah Kaczynski clash yesterday". Fotografia jest zatytulowana: "Plane crash, Protest". Na zoltym podkladzie w lewym gornym rogu. Artykul ponizej fotografii:
Protest in Poland to remember crash
Supporters of late Polish president Leah Kaczynski scuffle yesterday with municipal guards as authorities try to remove a cross dedicated to Kaczynski and other victims of the April 10 plane crash from in front of the presidential palace in Warsaw, Poland. Authorities decided not to move the cross after fierce protests by Roman Catholic groups and Kaczynski's supporters (METRO, Wednesday, August 4, 2010).
05:06 Budzi mnie siusiu.
3 comments:
Z tym parkingiem to się ciesz. W Polsce to bym nawet ja nie dożył załatwienia takiej sprawy... chwała i cześć spółdzielniom mieszkaniowym... ;) ... nawet o głupi płotek przed blokiem są afery ... a parking? ... to luksus na który nie mogą sobie wszyscy pozwolić. A jak już to i tak z przypadku. To całe miasto stołeczne.
Place te same podatki co wlasciciel domu obok, czy po drugiej stronie ulicy. Oni maja parkingi, a mnie miasto odmawia. Czyli sa lepsi i gorsi. Tak jak za komuny, partyjni i bezpartyjni. Miasto ustanawia prawa, ktore jednych ludzi czynia uprzywilejowanych w pewnych dobrach, a innych nie. Chociaz placa miastu te same podatki, a czasami nawet i wieksze. Przewaznie ustanawiaja te prawa ci, ktorzy juz maja te dobra. Jest to czysta zawisc i wywyzszanie sie: ja mam, ale ty nie bedziesz miec. Bardzo zla cecha, popularna wsrod panstw bolszewickich i rasistowskich. To nazywa sie fachowo: dyskryminacja. Miasto, ustanawiajac przez pewnych ludzi w magistracie prawa dyskryminujace mnie, musi byc przygotowane na mozliwosc bycia sadzonym za takie represyjne prawa. Dlatego jestem gotowy isc do sadu i bronic swojej racji, udowadniajac, ze jestem dyskryminowany przez prawa ustanowione przez magistrat.
Pozdrawiam serdecznie z duszno-potnego Toronto, Lewed + "Never plead guilty. A self-defence guide for the Cannabis Culture" by Ed Pearson & Justin Bill przed oczami
I zgadzam się! bez wątpienia tak sprawy zostawić nie można...
Post a Comment