Sunday, February 07, 2010

Siusiu z pianka

oddaje caly dzien. Kolor jasnego piwa. I te babelki pianki na wierzchu. Niedziela uplynela raczej na intensywnym relaksie. Zaczelo sie od wizyty w kosciele i serdecznym uscisnieciu reki proboszcza o. Mariana Gila. Mroz siarczysty. Po mszy i poczestunku zdrowej czekoldka Xociai Nugged Ryskowi przyszla idea zrobienia spagetti a la Ustka. Czyli naszego rodzinnego. W Loblawsie kupilismy cielecinke i paste pomidorowa. Makarony juz w domu byly. Sosik przyprawil na ostro. Bardziej to spagetti bylo a la Meksyk, a nie a la Ustka. Dalo sie zjesc, ale tez chcialo sie duzo pic, bo lekko palilo w gebie.

Pozniej porobilismy kilka telefonow dalekodystansowych. I sie lenilismy. Lezac na kanapach ogladalismy filmy akcji w telewizji. Czysta dekadencja. Ale chyba na nia zasluzylem. Praca od poniedzialku do piatku wyczerpuje doszczetnie. Dlatego powinienem sobie troche w weekend poluzowac. Rysio mnie rozpieszcza przyzadzajac rozmyslne smakolyki. Kuchnie i smaki ma wyrafinowane, wykwintne, dworskie, szlacheckie. To po sp. Mamie chyba odziedziczyl.

01:34 Hrs. Budzi mnie siusiu.

04:02 Hrs. Budzi mnie siusiu.

07:00 Hrs. Budzik zrywa mnie na rowne nogi. Kosciol. Na dworze minus 12-stopniowo. Odzuwalne -20C. Temp. w kuchni 22.2C.

07:49 Hrs. Zapalam maszyne. Silnik brzeczy metalicznie z zimna + spiew ptakow.

07:58 Hrs. W kosciele sw. Kazimierza (www.kazimierz.org).

"Wobec Aniolow psalm zaspiewam Panu."

09:10 Hrs. Czestuje Ryska i sam sobie w usta wkladam czekoladke Xocai Nugget.

No comments: