Saturday, May 28, 2011

Rycerz


niezlomny. Szlachcic z klanu Pomian. Jerzy Izdebski. "Izba", tak mam zatytulowany segregator, w ktorym trzymam wszystko o Jerzym Izdebskim. Ustczaninie, z ktorym laczy mnie miejsce urodzenia, muzyka, dziewczyna, tulaczka emigracyjna, polityka, Londyn + milosc do Ojczyzny.

Tak jakos na swiecie jest, ze wlasna ojczyzna wykopuje swoich prorokow. Jerzy Izdebski musial emigrowac 2 razy. Zreszta tak jak i ja. Uciekl z komuny. Wrocil do wolnej Polski. Nazwal prawde po imieniu (prez. Kwasniewskiego klamczuchem, pijakiem i lajdakiem) i rzad III RP zaczal go scigac za zniewazenie glowy panstwa.

Umarl jak wiekszosc wolnosciowcow na obczyznie. W Londynie. Chcial aby jego prochy byly pochowane w Ustce na miejskim cmentarzu. Dzisiaj sie odbyl pogrzeb. Caly dzien Jurek jest w mojej zadumie, modlitwie i myslach. Zasluzyl na niebo. I dobry Bog da mu je z pewnoscia. Tknal swoim mieczem i niezlomnoscia wielu zlych ludzi. Komunistow + lajdakow. Ktorzy jak diabel naturalnie go nienawidzili.

Duzo dzis studiowalem i przemyslalem o sw. Michale Archaniele. Bedac w jego sanktuarium nabylem kawalki skaly z groty, w ktorej Aniol sie ukazywal 4-krotnie. Msza w grocie byla niesamowitym przezyciem.

Jurek Izdebski h. Pomian swoim zyciem gnal diabla tyranii ostrosca szabli intelektu. Przerastal swoje czasy o epoke. Modle sie aby sw. Aniol Arachaniol wspomagal Jurka tam w niebe mieczem sprawiedliwosci i wytrwalosci w sciganiu diabla az do konca swiata.



REPORTAZ
TO MOWI POLSKA
CEZARY LAZAREWICZ
Wariaci leca do niego jak cmy do swiecy.
Ale sa tez naprawde pokrzywdzeni, ktorzy sciezki wydeptywali w urzedach i nic


Biegiem po schodkach. Na drugie pietro. Dwie po siodmej. Torba w kat. Papiery na stol. Sluchawki na uszy. - Dzien dobry. Jerzy Izdebski talk-show - mowi szorski glos do mikrofonu, a Slupsk ustawia galke radia na czestotliwosc 100,9.
Gdy Jerzy Izdebski pojawia sie w Radio City, na konsolecie zaczyna rytmicznie migac niebieska lampka. Kazdy blysk to telefon od sluchacza. - Przez te trzy godziny konfesjonalu kazdy moze powiedziec, co zechce - tlumaczy pan Jerzy.
Ludzie dzwonia i mowia na antenie, ze komendant policji to esbek, a prezydent miasta - beton PZPR-owski, ze X bierze lapowki, a Y, ktory pracuje w drogowce, sam jezdzi samochodem po pijaku. Ktos mowi, ze prokurator M. wybil mu w stanie wojennym dwa zeby, a posterunkowy K. bil kogos bez powodu.
- Cholera wie, kto to dzwoni - mowi Izdebski. - Robotnicy? Pokrzywdzeni? Patrioci? Oszolomy? Moi wrogowie? To Polska mowi. I niech sie wygada, skoro tyle lat jej nie pozwalano.

Pokrzywdzeni pojdzcie za mna

- W tej audycji chodzi tylko o to, zeby zaszokowac sluchacza i przez to zdobyc tani poklask - mowi Andrzej Pancewicz, komornik ze Slupska (nazwisko fikcyjne). Izdebskiego nie slucha. Nie lubi. Nie ten poziom. Ale kiedys wlaczyl radio, gdy jechal z domu do pracy. Szukal Zetki,a znalazl City.Jakas kobieta skarzyla sie, ze maz jej umarl, ze ma dwojke dzieci i nie ma czym placic za mieszkanie. Mowila, ze jutro przychodzi komornik, by ja wyrzucic na bruk. Plakala i prosila o ratunek. Andrzej Pancewicz sluchal znudzony pewnie by zmienil stacje, ale zorientowal sie, ze mowia o nim.To mial w czwartek robic eksmisje. Z glosnika Izdebski pytal: "Czy wyrzucac beda sila? Czy wykreca rece? Czy coreczki beda plakac? Co sie z nimi stanie, jak zabraknie im mieszkania? A potem huknal: - Gdyby w Anglii matke z dziecmi ktos probowal wyrzucic na bruk, to parlament by plonal. Co wy na to? Jak mozna pomoc tej kobiecie?
I rozdzwonily sie telefony. Jedna ze sluchaczek mowila, ze najlepiej jest sie bronic. Kiedy ja probowano eksmitowac, stanela z siekiera w progu i nikt jej nie ruszyl. Inni wytykali komornikowi, ze sie wtraca w nie swoje sprawy, ze dreczy ludzi. Doradzali, zeby wygarbowac mu skore albo w odwecie spalic mieszkanie. Niektorzy wzywali, zeby przyjsc na ul. Wyspaianskiego i wspolnie bronic kobiety przed eksmisja.
Pancewicz, choc nikt nie wymienil na antenie ani jego nazwiska, ani adresu, poczul sie dotkniety. - Zawsze ktos czuje sie pokrzywdzony moimi dzialaniami. A jak pan Izdebski stworzyl atmosfere odwetu, to ja trace racje bytu. Co mam powiedziec ludziom, ktorzy chca sprawiedliwosci? Mam ich odeslac do Radia City?
Andrzej Pancewicz zlozyl w prokuraturze doniesienie o przestepstwie. Wedlug niego radio zlamalo az trzy artykuly kodeksu karnego: naklanialo do uniemozliwienia komorniczej dzialalnosci, wzywalo do nielegalnych zgromadzen i uzywalo pod jego adresem grozby karalnej.
- Za mna pojda dziesiatki innych obrazonych przez to radio - rzuca zza biurka komornik. - Ale radio okazalo sie skuteczne, bo eksmisji nie bylo? - dopytuje sie. - Wladze miejskie przestraszyly sie i wstrzymaly egzekucje. Ida wybory, wiec nie chca glowy podkladac.

To ma byc szok, nie show

Jerzy Izdebski wyjechal z Polski w 1974, bo nie lubil komunizmu i fascynowal go Zachod. Wczesniej uczyl fizyki i chemii w zawodowce w Postominie, niedaleko Slupska. Po poludniu sie buntowal, czochral wlosy i gral bluesa. W Londynie tez gral i bylo to z poczatku jedyne zrodlo utrzymania. Potem zaczal robic meble. Zbudowal fabryczke i kupil dom.
Wrocil, gdy Lech Walesa na spotkaniu z Polonia w Londynie powiedzial, ze Polska czeka na takich jak on. Sprzedal czesc udzialow w fabryce i kupil rozwalajacy sie dwor w Wytownie pod Ustka. Zostal radnym. Handlowal ciezarowkami, kandydowal na senatora z ROP. Wladze Ustki nienawidza go za niewyparzona gebe.
Do radia trafil przypadkiem. Do jednej z audycji zaprosil go wlasciciel City Przemyslaw Kowalski. Potem Izdebski dal mu do przeczytania ksiazke "Inside talk radio", ktora przywiozl z Londynu. A tam ze szczegolami opisane bylo, jak powinno funkcjonowac radio interaktywne, jak zwiekszyc sluchalnosc i zainteresowanie rozglosnia.
- To proste - mowi Izdebski, ktory czesto kartkowal ksiazke. - Jak sie zaszokuje sluchacza, to zacznie interesowac sie radiem. A jak stanie sie cos, co go poruszy, to dzwoni do radia i opowiada. Zaczyna sie dyskusja na antenie.
Gdy Kowalski przeczytal ksiazke, przyjechal do Wytowna i powiedzial: - Panie Jerzy, ja chce miec takie radio.

Panie Jerzy, mowie panu, ze...

Od czterech tygodni Izdebski zaczyna dzien tak samo. Pobudka o piatej. (-To jest najgorsze. Nigdy tak wczesnie nie wstawalem - przyznaje). Herbata. Taksowka do Slupska. Gdy realizator bije sie z mysla: "zdazy czy nie", pan Jerzy wbiega do redakcji.
O godz. 7:11 za szyba studia czeka na niego gosc w tureckim pulowerze. Poszkodowany. Ojciec 15-osobowej rodziny. Mowi, ze jechal zukiem i zatrzymala go slupska policja. - Popelnilem wielkie przestepstwo, bo wiozlem dzieci na pace - mowi do mikrofonu. - Policjant powiedzial do mnie: "Jak chcesz, ch..., dzieci wozic, to sobie kup autobus. A ja zaczalem im mowic, ze 300 zlotych to za duzy mandat, to mnie z szoferki wywlekli i dziecko szarpali.
- Jesli macie dyktafony albo aparaty fotograficzne, to robcie z nich uzytek - radzi Jerzy Izdebski. - Przyjda czasy, ze wystapimy przeciwko bej bandzie. W policji jest 80 procent zlych policjantow. Czy mozemy sie na to godzic? To tak, jakby kupic sto kilo ziemniakow, z ktorych 80 kilo bedzie zgnilych. Kto chcialby za takie ziemniaki placic?
Miga lampka. Telefon. - Jarek mowi. Panie Jerzy, chcialem powiedziec, ze ten policjant, co kolo prezydium stoi, zlapal kiedys Niemca. Kazal mu marki wymieniac. I razem z tym komendantem od drogowki, co po pijaku zawsze jezdzil, zdarli z niego forse...
Jerzy Izdebski unosi rece w gore niczym ksiadz Skarga na obrazie Matejki. To znak, ze czas konczyc. Jak zrobi poklon w przod, realizator wyciszy sluchacza i wpusci na fonie innego. O godz. 7.40 do 8.20 piec telefonow w sprawie pulkownika Kuklinskiego. Glownie mezczyzni. Na przemian mowia, ze bohater albo zdrajca. - Dosyc juz tej zasranej komunistycznej propagandy - odbiera glos przeciwnikom pulkownika pan Jerzy. Potem telefon od pokrzywdzonego przez prezydenta M. i wiceprezydenta W. Nastepny w sprawie zbyt duzej liczby zawodowych zolnierzy w Slupsku. Doktor Judym (tak sie przedstawia na antenie) mowi, ze leki dla emerytow sa za drogie, a pan Leszek, ze telekomunikacja go orznela.
Lampa na pulpicie miga jak oszalala, a pan Jezy sie przeciaga. Glos z telefonu: - Komuna to ostatnia kategoria czlowieka. Szczegolnie ci bolszewicy ze Wschodu. Izdebski: - Prawda. To dzicz. Oni kupe do wanny robili. A jak sie przelewalo, to deskami grodzili. Ci z czerwona gwiazda tacy akrobaci byli, ze w Bornym Sulinowie ostatnia kupe zrobili piec centymetrow od sufitu.
- Kiedy bedzie normalny program? Tego oszoloma nie mozna juz sluchac - niecierpliwi sie kolejny sluchacz. Potem bezrobotna kobieta protestuje przeciwko pozbawieniu jej zasilku. Emeryt skarzy sie, ze zabrano mu dodatek za szkodliwa prace. O godz. 8.10 zadzwonila pani Krysia, bo chciala powiedziec, ze w Polsce jest za duzo partii. - Zupelnie wystarczylyby dwie, najwyzej trzy. Na przyklad KPN, komunisci i Unia.
O 8.15 pani Wiesia dzwoni w sprawie policji. Pobili jej syna w trakcie przesluchania: - Chcialam powiedziec, ze policjanci sa swinie, a nawet ch... - Dziekujemy pani za to swiadectwo hanby - odpowiada Jerzy Izdebski. Stroz z upadlego PGR-u w Karsinie prosi o pomoc, bo wlasciciel kaze mu za darmo pracowac w niedziele i swieta. I jeszcze straszy, ze wyrzuci. - Niem moze byc pan niewolnikiem - podtrzymuje go na duchu Izdebski. - Niech pan przysle mi nazwisko tego czlowieka. Spotka go kara.

Kochaja go pokrzywdzeni, nienawidza urzednicy

- To, co robi Izdebski, nie ma nic wspolnego z rzetelnoscia dziennikarska, ale miesci sie w granicach wolnosci slowa. W zaden sposob nie mozna sprawdzic tego, co mowia ludzie w jego audycji. Ale poruszaja tez sprawy, o ktorych wszyscy wiedza, ale nikt dowodu nie ma - mowi Marek, jeden ze slupskich dziennikarzy.
Poranny talk-show slychac w taksowce, autobusie, banku, sklepie. W ciagu czterech tygodni Jerzy Izdebski stal sie lokalna gwiazda.
- Kochaja go pokrzywdzeni, nienawidza urzednicy. Ale wszyscy go sluchaja, nawet ci, ktorzy sie tego wypieraja - mowi Marek. - Trzy dni temu spacerowalem po slupskim rynku. Wiatr rozrzucil smieci po ulicy. Slyszalem, jak jakis nastolatek mowil do drugiego: "Trzeba zadzwonic do Izdebskiego, to zrobi z tym porzadek". - Wiara w to, ze pan Izdebski wszystko zalatwi, jest wielka - mowi dziennikarz. - Wariaci leca do niego jak cmy do swiecy. Ale sa tez naprawde pokrzywdzeni, ktorzy sciezki wydeptywali w urzedach i nic. Ich zaden dziennikarz nie wyslucha, bo co to za temat. Dzieki Izdebskiemu moga wszystko opowiedziec w eterze. I tych najbardziej boi sie wladza. Nikt nie chce byc z nazwiska lajany, zwlaszcza ze ida wybory.
Gdy w piatek po poludniu, 24 kwietnia, pietnastu policjantow wpadlo do niewielkiego pokoiku naczelnego radia i zazadalo tasm z audycjami Jerzego Izdebskiego, wiekszosc slupskich dziennikarzy byla zgodna: to odwet za to, co sie mowilo o policji na antenie City.
- Mogli pojsc we dwoch albo trzech. Ale oni chcieli pokazac swoja sile - mowi Marek. Prokuratura slupska, ktora miala wyjasnic, czy radio wzywalo do popelnienia przestepstwa, przekazala sprawe do Gdanska. - Czy to zamach na wolnosc dziennikarska? - pytam w Centrum Monitoringu Wolnosci Prasy. - Na razie nic sie nie stalo - mowi Andrzej Goszczynski, szef centrum. - Jesli pojawia sie jakies zarzuty, zajmiemy sie sprawa.

Poczet urazonych

- Trudno mowic o tej audycji, nie uzywajac niecenzuralnych slow - irytuje sie Marek Dlutowski, rzecznik slupskiej policji. - Nie przypominam sobie, by kiedys ktos cos dobrego o policji tam powiedzial. Ostatnio jakis czlowiek opowiadal, ze stracil przez milicjantow oko, a Jerzy Izdebski pytal: "Panie Dlutowski, ile kosztuje ludzkie oko?". - A ja nawet nie wiem, co to za facet dzwonil - mowi nadkomisarz Dlutowski. - Sens tej audycji polega na tym, ze ktos dzwoni i mowi, ze X jest pijakiem albo ze ojciec Y umarl z przepicia. Przeciez ta obrazona osoba nie moze sie obronic.
Danuta Jastrzebska, prezes sadu rejonowego, pod ktorego adresem czesto sypia sie gromy, mowi, ze radia nie slucha, choc docieraja do niej sygnaly, ze o sedziach nie mowi sie tam dobrze. - Z racji stanowiska nie wypada mi tego komentowac - dodaje. - Urzad miejski przedstawiony jest w swietle negatywnym - zali sie Czeslaw Lejnik, rzecznik slupskiego samorzadu. - Dzwonia tam niezadowoleni, wylewaja swoje zale, a pan Izdebski tego slucha.
Wladyslaw Szkop, posel SLD, juz w polowie kwietnia poprosil Boleslawa Sulika z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, by zbadal, czy audycje Radia City nie lamia obowiazujacego prawa. Napisal, ze Izdebski nawoluje do stosowania przemocy wobec parlamentarzystow, sedziow i prokuratorow i ze uzywa na antenie niewybrednego i niedbalego slownictwa,
- A moze najbardziej boli to, ze Izdebski to zatwardzialy antykomunista? pytam posla Szkopa. - Mnie to w ogole nie przeszkadza. W parlamencie spotykam Niesiolowskiego, Kaminskiego, poslow Radia Maryja i nie przeszkadza mi, ze oni maja inne poglady - mowi bez mrugniecia okiem posel SLD.

Pan Jerzy jest jak magnes

Slupsk oblepiony jest podobiznami Izdebskiego. Siwy, lekko lysiejacy mezczyzna z mikrofonem w dloni. Ale z daleka widac tylko jego oczy. Wbija wzrok w przechodniow i wierci nim dziury jak kiedys Kaszpirowski. - Pan Jerzy to niesamowita osobowosc - mowi Witold Kozlakiewicz, dyrektor Radia City. - Dzieki niemu na pewno wzrosla nam sluchalnosc, tylko jeszcze nie wiemy, o ile. Od czasu gdy Jerzy Izdebski zjawil sie w radiu, prime time (czas najwyzszej sluchalnosci) przesunal sie na godziny od 7 do 10. Za reklame w tym czasie trzeba zaplacic trzy razy wiecej niz o innej porze.
Z poczatku Izdebski byl tylko gosciem w programie "Piwne rozmowy". Dziennikarze zapraszaja do tego programu znanych w Slupsku ludzi, ktorzy przy kuflu piwa mowia o wszystkim, co tylko slina na jezyk przyniesie. - Gdy gosciem programu byl pan Jerzy, telefony od sluchaczy dzwonily, gdy go braklo, nie bylo programu. Dzialal jak magnes - mowi Kozlakiewicz.
Radiowcom najbardziej podoba sie w Izdebskim to, ze wali wprost, co mysli. Inni maja o to do niego pretensje i mowia, ze jest kontrowersyjny albo ze oszolom.
- Komornik czuje sie dotkniety - przypominam. - Komornik to byl tylko pretekst, zeby wystapic przeciw radiu. Oni chca wojny i beda z nami wojowac przez prokurature. Bylismy na to przygotowani, tylko myslelismy, ze stanie sie to po kilku tygodniach, a nie po kilku dniach - mowi jeden z dyrektorow radia.

Pytam: kto cie skrzywdzil?

Po audycji czeka na pana Jerzego przed studiem starszy mezczyzna. - Tylko pan mi moze pomoc. Potrzebuje jakis sluchawek i wsparcia sprawy rozwodowej w Opolu. Natapirowana wozna sciska mu dlon: - Dziekuje za interwencje w mojej sprawie. Facet w zoltej koszuli klepie go po grzbiecie: - Gratuluje odwagi. A kloszard z lawki, zionacy woda, tez mowi, ze slucha, i wyciaga reke. - 50 groszy na wino pan redektor da?
- Mowie im, nie przychodzcie, bo to nie biuro pisania podan ani ambulatorium, ani konfesjonal. To przeciez komercyjna stacja - mowi pan Jerzy. - I mysli pan, ze pomaga? Nie pomaga. Oprocz wlasnych zali sluchacze przynosza do radia pomarancze, wodke, pieczone babki. A w listach pisza, ze psychopata i powinien leczyc sie w psychiatryku na Morcinka albo ze nieugiety i musi dalej "tak trzymac". Na antenie czyta wszystkie listy.
- Dzwonia do mnie i nie potrafia powiedziec, co ich boli - opowiada. - Slucham ich uwaznie, a potem pytam: kto cie skrzywdzil? Czasami mowia z nazwiska, nieraz wymieniaja instytucje albo rzuca sluchawka. Jak zaczynaja mowic, ide razem z nimi, nakrecam ich, popycham do przodu i zostawiam. Bronce sie dalej sami.
Wystarczy, ze zamknie oczy i od razu widzi tych, ktorzy do niego dzwonia. - Wiek: trzydziesci, moze czterdziesci lat - tworzy w wyobrazni. - Raczej mezczyzna niz kobieta. Siedzi w strozowce. Trzyma sluchawke w rece i nerwowo patrzy, czy go szef nie przyuwazy. Teraz kucnal, zeby miec pewnosc, ze go nikt nie zobaczy. - Tak sie boja? - Wczoraj dzwonila do mnie pani, ktora do sluchawki przykladala szmatke, zeby jej tylko nikt nie rozpoznal. Co to za kraj, ze ludzie boja sie mowic? (Wspolpraca Krzysztof Nalecz, GAZETA WYBORCZA, Poniedzialek 4 maja 1998).

W Slupsku, w imie prawa
Dlaczego Andrzej Ciemnoczolowski, czlonek poteznego prawniczego rodu, wciaz pelni funkcje komornika, choc rok temu przestal nim byc? I dlaczego w miescie nie ma na niego mocnych?

Kancelaria II rewiru komorniczego w Slupsku miesci sie na pierwszym pietrze biurowca. Pusty korytarz z pomalowana szara olejna farba lamperia i... drzwi bez klamek. Pani za zakraterowanym okienkiem przyjmuje pieniadze od interesantow. - Panstwo do kogo? - rzuca obcesowo. Zza drzwi wychodzi mezczyzna w okularach z wasikiem. Pytamy o komornika Ciemnoczolowskiego. Nie ma - odpowiada. - A zastepca, Ireneusz Kowalski? Tez nie ma. "Wasik" przywoluje asesora: - Choc, Jasiu, na chwile. Jasiu przybiega i recytuje, niczym wyuczona lekcje: - Pan Kowalski bywa tu raz w tygodniu. A pan Ciemnoczolowski jest prawnikiem biura na pol etatu, czego mu nikt nie zabroni. Ale sie nie rusza stad na zadne czynnosci, tylko porzadkuje akta.
Koniec, rozmowa skonczona, drzwi sie zatrzaskuja. Skad ten strach, syndrom oblezonej twierdzy? Moze dlatego, ze Ciemnoczolowski narazil sie w miescie wielu.
Zapewnie bezpieczenstwu maja wiec sluzyc drzwi bez klamki i szerocy w barach asesorzy, a zasada "to nie ja, mnie tu nie ma" skutecznie chroni zycie kancelarii przed wscibskimi oczyma.
A dzieja sie tu rzeczy dziwne. Andrzej Ciemnoczolowski, najbardziej chyba znienawidzony przez dluznikow komornik w Polsce, ktory zaslynal z kontrowersyjnych egzekucji, licytowania za grosze ludzkiego dorobku oraz dowolnego interpretowania prawa i napasci na dziennikarzy TVN, wciaz straszy w slupskim rewirze. Chociaz w listopadzie ubieglego roku pod presja opinii publicznej i wobec grozby zwolnienia dyscyplinarnego podal sie do dymisji, nadal pracuje w kancelarii, jak ustalilismy, "bawi sie" w komornika, a pracownicy mowia do niego "szefie". Tymczasem skargi na komornika-widmo gina w otchlaniach sedziowskich gabinetow, podobnie jak wtedy, gdy Ciemnoczolowski byl jeszcze legalnym funkcjonariuszem.
Mieszkancow Slupska nawet szczegolnie nie dziwi ta niezdrowa sytuacja. Chetnie, choc najchetniej anonimowo, diagnozuja jej przyczyny. Starszy brat Andrzeja Ciemnoczolowskiego, Krzysztof, przewodniczy wydzialowi karnemu w slupskim Sadzie Rejonowym. Ojciec, Piotr, jest szanowanym sedzia w Sadzie Apelacyjnym w Gdansku, jego bylym prezesem. Matka to przewodniczaca wydzialu ksiag wieczystych lebordzkiego sadu. Andrzej Ciemnoczolowski jest zaprzyjazniony z wieloma lokalnymi sedziami i prawnikami. Wiec kto odwazy sie ruszyc takiego czlowieka? Kto mu sie przeciwstawi?
Jeden z czlonkow slupskiej palestry, ktorego klient oskarzyl Ciemnoczolowskiego o bezprawne dzialanie (na poczet dlugow zajal samochod, ktory nie nalezal do dluznika, tylko do firmy, w ktorej tamten pracowal), uwaza, ze nawet sedziowie boja sie "klanu Ciemnoczolowskich". - Andrzej nie stawia sie na rozprawy, nie dostarcza dokumentow. Niedawno na pytania sedziego odpowiadal, siedzac, a on nawet nie zwrocil mu uwagi - mowi z gorycza. Nie przedstawi sie, bo wie, ze nie mialby juz czego szukac w Slupsku. - Zniszczyliby mnie, nie wygralbym juz zadnej sprawy (Jerzy Danilewicz, Malgorzata Bogusz, Karolina Wasilewska, "W Slupsku, w imie prawa", NEWSWEEK, 19.12.2004).

04:01 Hrs. Budzi mnie siusiu.

07:21 Hrs. Budzi mnie siusiu.

08:22 Hrs. Budzi mnie burczenie w zoladku. Na dworze 11-stopniowo. Temp. w kuchni 19.1C.

08:32 Hrs. Biore 3 kapsulki grzybka REISHI (Ganoderma).

08:34 Hrs. Podnosze z werandy "National Post" z "Layton. Maybe it's the leader of the Opposition who has a secret agenda ..." na okladce + ze skrzynki pocztowej "The Catholic Register" z "Freedom denied. The shameful business of human trafficking" na okladce.

08:44 Hrs. Pije wode z cytryna.

09:36 Hrs. Biore 6 tabletek chemii + popijam woda.

10:18 Hrs. Pije ziolo SKRZYP + daktyl.

10:47 Hrs. "I my mowimy, my sa w polskim domu" - ks. dr hab. Natanek o Zamachu majowym!

12:07 Hrs. Odpalam maszyne + spiew ptakow. Na zakupy.

13:05 Hrs. Zakupy w supermarkecie FRESHCO.

13:15 Hrs. W domu.

13:54 Hrs. Ide z Ryskiem do fryzjera. Chce sie podciac u mojego.

14:18 Hrs. Wychodzimy od fryzjera ($21 + 3 napiwku = $24).

14:23 Hrs. Kupuje w 7 ELEVEN "The New York Times" ($2.360 z "Saudis scramble in bid to contain regional unrest. Network of alliances. Flexing muscles to help protect monarchies from discontent" na okladce.

14:31 Hrs. W domu.

14:35 Hrs. Dzwonie do Jurka Rymarza w Hamburgu. No answer.

18:31 Hrs. Biore 3 tabletki chemii + woda.

19:20 Hrs. Biore tabletke RAPHACHOLIN C + 5 lykow zielonej herbaty.

22:00 Hrs. Pije ziolo SKRZYP + daktyl.

22:10 Hrs. Rysiek wychodzi po fajki.

22:54 Hrs. Rysiek wraca z fajkami. Po drodze zahaczyl o latnoska restauracje. Mowi, piwa nie serwuja, ale za to wesolo. Tance + muzyczka rytmiczna.

23:25 Hrs. Czekoladka Xocai POWER + figa.

No comments: