przybyl na czas do Rysia. Co za ulga, co za radosc, Rys pojednany z Bogiem powoli odchodzi. Coraz trudniej mu sie mowi. Meczy go to. Ale slyszy. Chce zebym byl obecny. Nie koniecznie w jego pokoju. On slyszy jak stukam na maszynie obok w biurze. "Krzyknij jak mnie potrzebujesz" - mowie. "Dobrze, dobrze" - potwierdza. Pytam o mysli jego, sny. Nie ma nic. Bloga pustka.
Brakuje mi snu + zabija mnie glod. Kupe spraw na glowie. Musze jechac w sprawach urzedowych do miasta. Czlowiek jest zawalony obowiazkami, a na nic nie ma czasu. Bo Rysiek pierwszy. Ale agencja dzwonila i przysyla mi 2-ga pare rak. Rysia trzeba uporzadkowac, umyc, pieluchy zmienic. Sam nie dam rady. Lamie mi sie jak lalka, jak probuje go podniesc. Tu potrzeba 2 osoby.
No comments:
Post a Comment