rozbrojona.
Hoplofobia to irracjonalny lek przed bronia ("hoplon to po grecku "bron"). Ten lek od wielu lat stara sie wpoic Europejczykom lewica. Nie robi tego z powodow pragmatycznych, ale ideologicznych. Jedna z najwazniejszych cech lewicowego myslenia o swiecie, w tym o relacji panstwa z obywatelem, jest dazenie do uzaleznienia obywatela od panstwa pod kazdym mozliwym wzgledem i maksymalne ograniczenie zakresu jego indywidualnej wolnosci oraz odpowiedzialnosci. To zalozenie powielaja dzis takze partie formalnie stojace po prawej stronie (w Polsce pod wieloma wzgledami takze PiS).
Walka z prawem do posiadania broni jest dla lewicy jednym z kluczowych zagadnien. Obywatel uzbrojony moze sobie poradzic sam w sytuacji ostatecznej, nie musi pozostawac bierny, nawet jesli napastnik fizycznie jest silniejszy. Nie na darmo instruktorzy samoobrony nazywaja bron "wielkim wyrownywaczem szans" - to ona pozwala nieumiejacemu sie bic, spokojnemu, drobnemu czlowiekowi stawic czolo stukilogramowemu dresiarzowi, otrzaskanemu w ulicznych starciach.
Bron w rekach praworzadnego obywatela jest elementem jego emancypacji i zmusza panstwo, aby nie traktowalo go paternalistycznie, lecz uznalo za partnera. Obywatel nie jest juz calkowicie uzalezniony od opieki panstwa, ktoremu odebrany zostaje monopol na uzycie ostateznej sily. Dla lewicy, ktora uwielbia urzadzac innym zycie, to absolutna herezja. To starcie dwoch radykalnie odmiennych sposobow widzenia swiata widac doskonale zwlaszcza dzisiaj, gdy Europe ogarnia fala zamachow, przeprowadzanych przez islamskich fanatykow.
Zachodni politycy nigdy nie wspominaja o tym, ze obywatele mogliby sie bronic, ze mogliby zareagowac jakos inaczej, niz jak najszybciej sie kryjac. Lzawe oswiadczenia, obrazki malowane kredkami na chodnikach i instrukcje, jak odpedzic gwalciciela za pomoca torebki - to kwintesencja moralnego i calkiem doslownego rozbrojenia. Tymczasem w Polsce po zamachu w Berlinie powszechny szacunek i podziw dla zamordowanego kierowcy tira wzbudzila informacja, ze byc moze walczyl do ostatniej chwili z napastnikiem. "Pomyslcie, co moglby zrobic, gdyby pozwolono mu miec przy sobie bron" - pisali niektorzy.
KUMPEL KOMENDANTA
Kryje sie w tym jednak paradoks, bo na razie to Polska jest na szarym koncu pod wzgledem nasycenia bronia (czyli liczby sztuk broni na 100 mieszkancow). I to nie tylko w skali europejskiej, lecz takze swiatowej. Nie pierwszym miejscu sa, jak latwo sie domyslic, Stany Zjednoczone, gdzie na 100 mieszkancow przypada ponad 110 sztuk broni. USA sa jednak przypadkiem szczegolnym ze wzgledu na specyficzne ustawodawstwo i tradycje, zostawmy je wiec na boku. Spojrzmy na Europe. W Szwajcarii wspolczynnik wynosi ponad 45, w Szwecji, Norwegii i we Francji - 31, w Niemczech - 30, na Lotwie - 19, w Czechach - ponad 16, a w Wielkiej Brytanii - jednym z najbardziej rozbrojonych krajow swiata - 6.6. W Polsce - uwaga! 1,3 sztuki broni. W tej sytuacji lament hoplofobow, ze jakiekolwiek poluzowanie gorsetu wywola rzezie na ulicach, brzmia wrecz groteskowo.
Hoplofobi nie maja zreszta zwykle pojecia, ile sztuk broni jest dzisiaj legalnie w rekach Polakow. W dyskusjach czesto daja sie podpuscic i twierdza, ze juz pol miliona egzemplarzy broni w prywatnych rekach wywolaloby oplakane skutki - podczas gdy mniej wiecej tyle wlasnie Polacy dzis maja. Hoplofobi nie zdaja sobie rowniez sprawy, ze posiadacze pozwolen kolekcjonerskich lub sportowych trzymaja w domach po kilkadziesiat sztuk broni, w tym takze dlugiej roznego rodzaju. Prawdziwi wielbiciele miewaja cale arsenaly. Do tego nalezy doliczyc wlascicieli broni czarnoprochowej (to orginaly lub funkcjonalne repliki broni wyprodukowanej przed rokiem 1885), ktora - choc malo wygodna w ladowaniu i przenoszeniu - moze byc rownie grozna co bron nowoczesna. Tymczasem bron czarnoprochowa nie musi byc nawet rejestrowana. Moze ja kupic kazda pelnoletnia osoba, po prostu wchodzac do odpowieniego sklepu.
Nie ma chyba bardziej irytujacego argumentu niz ten, ze Polacy nie dojrzeli do posiadania broni. Ten schemat myslowy zostal niedawno powielony przez ministra Macierewicza, gdy spytano go, co sadzi o uproszczeniu zasad dostepu do broni. Patrzac na statystyki, nie sposob tej opinii uzasadnic. Dlaczego Polacy, majacy ogromna historyczna tradycje poslugiwania sie bronia i jej posiadania, mieliby byc w tej dziedzinie mniej dojrzali niz, powiedzmy, Czesi, ktorzy rowniez maja za soba lata komunistycznej dominacji? Zadna statystyka przestepczosci nie wskazuje na istnienie jakiejkolwiek korelacji miedzy liczba przestepstw z uzyciem broni w prywatnych rekach. Od czasu nowelizacji Ustawy o broni i amunicji w roku 2011 latwiejsze stalo sie otrzymanie pozwolenia na bron do celow sportowych i o takie pozwolenia wystapilo od tego czasu wiele osob. Liczba takich pozwolen na koniec 2015 r. wynosila prawie 17 tys., a w rekach strzelcow sportowych bylo niemal 36 tys. sztuk broni. Przy czym jakas czesc sposrod sportowcow - trudno powiedziec jaka - wykorzystala te sciezke jako relatywnie najprostsza nie po to, zeby rywalizowac w zawodach lub chocby strzelac rekreacyjnie, ale po to, aby miec przy sobie skuteczne narzedzie samoobrony. Czy w zwiazku z tym od 2011 r. odnotowano jakikolwiek wzrost liczby przestepstw z uzyciem broni? Bynajmniej.
Dlaczego wielu Polakow, chcacych miec bron do samoobrony, decyduje sie na sciezke sportowa, zamiast wystapic o pozwolenie na bron do ochrony osobistej? To proste - na to ostatnie nie mieliby szans, bo tu zachowana zostala pelna uznaniowosc policji. Aby takie pozwolenie uzyskac, nie wystarczy, ze obywatel jest niekaralny i ma dobra opinie (co powinien zweryfikowac dzielnicowy). Musi jeszcze istniec "stale, ponadprzecietne i obiektywne" zagrozenie. Wystepujacy o pozwolenie moze istnienie takiego zagrozenia udowadniac, ale decyzja - w pelni uznaniowa - o tym, czy faktycznie jest ono "stale, ponadprzecietne i obiektywne", i tak nalezy do danego komendanta wojewodzkiego (w praktyce - do odpowiedniego Wydzialu Postepowan Administracyjnych komendy wojewodzkiej, a w Warszawie - Komendy Stolecznej). Odmowy policja nie musi w zaden sposob uzasadniac. Oznacza to, ze mieszkajacy na odludziu praworzadny obywatel takiego pozwolenia prawdopodobnie nie otrzyma (chyba ze zostalby napadniety, pobity, obrabowany, ale nawet wtedy nie jest o pewne), ale moze je otrzymac kumpel komendanta. I tak sie przez lata dzialo. Pozwolenia na bron do ochrony osobistej otrzymywali byli esbecy, wojskowi, emerytowani milicjanci albo ustosunkowani politycy, ale nie mieli na nie szansy zwykli obywatele. Ta patologia w duzym stopniu trwa do dzis.
No comments:
Post a Comment