Lalka Barbie Partii Konserwatywnej Kanady. Atrakcyjna blondynka, milionerka, ktora Partia Konserwatywna reklamowala, ze "jest lepsza od Viagry". Belinda Stronach, bo o niej mowa, zdradzila kanadyjskich konserwatystow i przeszla do Liberalnej Partii Kanady.
Pani Stronach jest czlonkinia kanadyjskiego parlamentu z bardzo konserwatywnego okregu Newmarket-Aurora. Wyborcy z tego okregu nie moga jej wybaczyc tej zdrady. Pamietam Stronach z wywiadow, jako zagorzala przeciwniczke legalizacji, czy nawet dekryminalizacji marihuany. Czy zmienila tez zdanie w tej kwestii? Przeciez liberalowie sa za legalizacja. Czas pokaze. Jesli liberalowie nic nie zrobia to Partia Marihuany bedzie zyskiwac na znaczeniu, tak jak w Brytyjskiej Kolumbii.
There's the B.C Marijuana Party, which is growing perilously close to mainstream. [Vision for better B.C.] was expressed by the Marijuana party with the sparking of hundreds of doobies at a toke-in on the lawn of the Vancouver Art Gallery. Under its platform of weed legalization, pot taxes to add billions in revenue. Tourism would soar. Marijuana would be the official B.C. flora. "We like the dogwood as much as anyone," says the party's webside, "but there is no denying that cannabis is the province's most recognized flower" ("Party Hearty." MACLEAN'S, May 16, 2005).
W rozwnietej demokracji, jaka jest Kanada, rzadko takie przejscia z jednej partii do drugiej, prominentnych politykow, sie zdarzaja. Przeto sa zle odbierane przez spoleczenstwo i zakrawaja na miano politycznej prostytucji.
W Polsce to normalka. Albo sie zmienia partie, albo wchodzi w koalicje, lub zaklada nowa partie. I tak ta kiepska klasa polityczna w kraju sie perpetuum-mobiluje. Jacek Indelak ("Malpy w kapieli albo troche przyzwoitosci na codzien", GAZETA 82, Toronto 29 kwietnia - 1 maja 2005) probuje odpowiedzic na pytanie, dlaczego mamy taka kiepska klase polityczna?
Sa tacy, co dopartuja sie przyczyn jej kiepskosci w odleglejszej historii. Odwoluja sie do zaborow, do hitlerowskiej okupacji, ktore oduczyly Polakow - na przyklad - szacunku dla panstwa. Inni nawiazuja (na wzor komunistycznych wladcow, ktorzy z luboscia wyzywali Polakow od warcholow) do poszlacheckiego garbu.
Garb szlachecki? Daj Boze, bardzo by nam dzisiaj pomogl. Rzeczpospolita szlachecka byla, jak na owczesna epoke, bardzo nowoczesna demokracja, w ktorej uczestniczyl znacznie wiekszy odsetek ogolu Polakow, niz dzisiaj bierze udzial w wyborach. Republika szlachecka osadzona byla na mocnym fundamencie moralnych zasad. Zdrade, klamstwo, zlodziejstwo, lajdactwo nazywano po imieniu i pietnowano. Szlachcic na zagrodzie faktycznie byl rowny wojewodzie, podczas gdy nasza konstytucyjna rownosc wobec prawa wciaz bywa martwym artykulem. Instytucje prawne, zastosowane przez polska szlachte, bywaly wrecz znakomite. Jeden przyklad: nikt nie moze byc wieziony bez wyroku sadowego (neminem captivabimus nisi iure victim). Wprowadzenia takiego zapisu do prawa my, wspolczesni Polacy, doczekalismy sie dopiero u schylku dwudziestego wieku. Liberum veto? Jego pierwszy uzytkownik, posel Sicinski, wraca jak czkawka we wszystkich dyskusjach o polskich przywarach. Tymczasem az by sie prosilo, by non possumus wspolczesnego Sicinskiego czy Rejtana zatrzymalo w parlamencie bubel czy przekret legislacyjny, jakich nasza klasa polityczna naprodukowala tyle, ze mozna by nimi obdzielic dziesiec republik bananowych.
A moze nasi politycy dzwigaja na plecach inny garb - plebejski? Wielu z nich przeciez sloma z butow wystaje. Nie mysle tutaj, Boze bron, tylko o ludowcach. Mysle o politykach "w ogole". Zastnowmy sie nad tym.
Chlop polski od dawna kieruje sie na codzien zasada wlasnej korzysci. Piekne legendy chlopstwa polskiego nalezy juz miedzy bajki wlozyc. We wspolczesnym wiesniaku niewiele Drzymaly, Slimaka czy Bartosza Glowackiego, wiecej Jakuba Szeli. Rozdziobia nas kruki, wrony... Nie ma wiekszego tyrana, niz zrobic z chlopa pana.
Opor przed kolektywizacja w czasach stalinowskich czy zakladanie wiejskiej "Solidarnosci" to incydenty, ktore w istocie niewiele mialy wspolnego z interesem publicznym. Chlop - jak powiada Szczepanski - zostal wessany przez system komunistyczny, byl najwierniejszym "ekonomicznym towarzyszem podrozy" komunizmu, zwlaszcza juz za Gierka. Zywnosc w komunizmie byla sprawa polityczna , totez chlopa smarowano miodem. Rata wiejskiego kredytu warta byla swinie, gdy plynela gotowka, nie kosztowala jednak wiecej niz kura, gdy przyszlo kredyt splacac. Tak wtedy, jak i teraz (pomijam unijne fundusze) dotowano chlopa. Czymze innym jest KRUS? Ba, chlopi w swojej masie - jako jedyni - skorzystali z "dobrodziejstw" komunizmu. Powiedz im, zeby oddali lub zaplacili za ziemie, ktora dostali w ramach bandyckiej reformy rolnej - postawia kosy na sztorc.
Wiejski zywiol jest jak woda, wciska sie w kazda szczeline. Po wojnie chlopi calymi wsiami przenosili sie do miast, zajmujac domy, opuszczone przez Polakow, Zydow czy Niemcow. "Wielkie budowy socjalizmu" zapelnialy miasta i miasteczka niezliczonymi rzeszami chlopskiej mlodziezy. Budowano dla niej hotele robotnicze i osiedla mieszkaniowe. Proces przesaczania sie wiesniakow do miast trwa nadal. Wystarczy, ze jeden sie gdzies "zalapie", natychmiast ciagnie za soba pociotkow. Niewielu dzis mieszczuchow nie ma rodziny na wsi, chociaz miejska wiekszosc niechetnie przyznaje sie do chlopskich korzeni. Im kto krocej poza wsia, tym skwapliwiej podkresla, ze on z miasta. Ma chlop w miescie poczucie awansu, a w istocie cierpi na ciezka chorobe - oderwanie od korzeni, juz nie tam, jeszcze nie tu, zawieszenie miedzy rozna obyczajowoscia, rozna kultura, rozchwianie moralne.
Czapkowanie silniejszym, pogarda dla slabszych, pazernosc, arogancja, wrecz buta. I ten porazajacy bezwstyd, gdy przyjdzie sie targowac o posady, uchwalac parlamentarne apanaze czy zamawiac sluzbowe auta. Tak postepuja ludzie, ktorym sloma z butow wystaje. Oni nadaja ton polityce. Oni wywoluja proces rownania w dol. Oni sprawiaja, ze kto wejdzie miedzy wrony, zaczyna wnet krakac jak one. Moze jest wlasnie tak?
No comments:
Post a Comment