Thursday, February 04, 2021

1563

Kowidow zlapano dzis w Ontario. Spada ilosc. Zapotrzebowanie polityczne na strach maleje. Glownie z powodu przerwania w dostawach szczepionek. Ale trzecia fala sie zbliza i nalezy podreperowac Arke. Na swiecie trwa wojna biologiczna. Neonazistowcy oligarchowie probuja zmienic swiat. Pan Gates pracuje nad zaciemnieniem slonca nad Szwecja, aby zadowolic sw. Grete Klimatyczna. Slonce przyczynia sie do ocieplenia klimatu. Pan Zuckerberg swoim urzadzeniem do kontroli swiata chce czytac w myslach urzytkownikow Facebooka. Ambitni jak Stalin i Hitler. "To co zrobili wykorzystali to do stworzenia strachu, a strach jest niesamowitym, psychologicznym manipulatorem populacji" - DR. LEE MERRIT. * * * Dzis musialem wyjsc z bunkra. Zmuszono mnie z powodu podcinania drzewa na ulicy. Kanary poprosili mnie i sasiadke o przestawienie samochodow na ten okres i zaparkowania ich przed szkola. Szkola oczywiscie zamknieta i polowa naszej ulicy stoi pusta bez samochodow, ale znaki drogowe nie pozwalaja tam parkowac nawet inwalidom ze znaczkami na szybie samochodu. Parkujacy otrzymuja $100 mandaty od reki i to bez mozliwosci sie nawet odwolania. Maszynka do robienia pieniedzy przez zachlanne i barbarzynskie miasto. Tyrania Kanarow i dyskryminacja wlascicieli posesji na ulicy. Wkurzona sasiadka zasugerowala, aby wyslac petycje do wladz miasta i burmistrza. * * * "The War on Drugs has been war on people - particularly people of color" - US SENATORS. * * * W moim kraju zostalem uznany za persona non grata - i tak znalazlem sie w Kanadzie. To bylo trzydziesci piec lat temu. Trzydziesci piec lat - to wiecznosc, a na pewno dosc, by zapuscic korzenie. A jednak dla mnie za malo, by moc powiedziec, ze tu, w Toronto, jest moj dom... Taka byla moja historia - historia wielu emigrantow. W Kanadzie zylem tak jak zylem. Na poczatku myslalem tylko o tym, by utrzymac rodzine, zwiazac koniec z koncem i trzymac sie z dala od klopotow. Pozniej pomyslalem o setkach osob, ktore byly darem dla mnie - wstawialy sie za mna, gdy walczylem o przetrwanie - i o tysiacach, milionach innych, ktore zostaly w Polsce. Jak u mickiewiczowskiego Konrada Walenroda, ktory "szczescia w domu nie zaznal, bo go nie bylo w Ojczyznie". Proste skojarzenie. Uznalem, ze nie powinienem skupiac sie na sobie i pokazujac tu i tam - w granicach mozliwosci, jakie mialem - zakrywana rzeczywistosc moge pomoc wypelnic nisze. Ale to stanowilo wyzwanie. Az do dzis, gdy skonczyly mi sie rozwiazania. Czlowiek konczy jakis etap w zyciu i mysli: co teraz? Widzialem, jak na zwolnionym filmie, ze moje zycie bylo tulaczka. Widzialem, jak lacza sie pozornie niezwiazane wydarzenia z mojego zycia i to, jak wszystko, co robilem, a nawet mowilem wplywalo na zycie moje i zycie innych ludzi. Patrzac wstecz na to wszystko rozumialem teraz jasno, jak wazne bylo, by przejsc cala te droge. Widzialem, jak czasem probowalem cos skrocic czy przyspieszyc, ale nie dawalo rady i dopiero teraz rozumialem, ze to dobrze, ze tak powinno byc, bo potrzebne jest dopelnienie - trzeba cos przezyc, zeby cos zrozumiec. Nigdy nie gonilem za pieniedzmi, potrzebowalem ich o tyle, o ile potrzebowala rodzina, nie bylo tego wiele, ale dawalem rade i nikogo o chleb nie musialem prosic. A teraz przywolalem w pamieci ludzi zamoznych, w wiekszosci skapcow, ktorych znalem i, nagle, zobaczylem cos, czego nie dostrzeglem wczesniej - ze pogon za zyskiem zrobila z nich niewolnikow. Im wiecej mieli, tym wiecej drzeli, by tego nie stracic, im bardziej rosli, tym bardziej upadali: schowani za murem z pieniedzy zyli w strachu, jak zwierzeta w klatce, jak wszyscy tutaj, w swiecie, w ktorym kazdy czegos lub kogos sie bal - ja juz nie chcialem. Zabiora, co mam, jak bede pisal o Jedwabnem i Zydach? Niewiele mialem. Absurdalnych oskarzen sie nie balem, jesli juz to o rodzine, ale tu niewiele moglem poradzic. Smierc? Kazdy umrze, ale umierajac nie kazdy bedzie mogl powiedziec, ze naprawde zyl. Rozumialem tyle, ze zycie w leku - to zadna korzysc, smierc w takim stanie - to zadna strata. Zwlaszcza, gdy czlowiek wie, ze tu sie cos zaczyna, ale final bedzie zupelnie gdzie indziej - ja wiedzialem. I wiedzialem cos jeszcze: ze chocby wylo pieklo i szatani, trzeba isc droga prawdy. Bo wreszcie dotarlo to do mnie: bylem wolny. Naprawde wolny - i ze jesli sam na to nie pozwole, nic nigdy juz tego nie zmieni. Switalo. Tarcza mojego zegarka wskazywala wpol do siodmej. Kiedy zaczynalem sluchac nagrania opowiesci kolegi dziennikarza z Kanady, ktorego zycie po ksiazce "Powrot do Jedwabnego" gwaltownie przyspieszylo, a o ktore poprosilem kilka miesiecy wczesniej, zapadal zmrok, a wiec analiza zabrala mi kilkanascie godzin. O naszym zyciu decyduja mozliwosci, rowniez te, ktore odrzucamy - i tak rozumialem odwazny wybor kolegi, ktorego dokonal. Wiedzialem, dlaczego skromny polski dziennikarz w Kanadzie wzbudzil tyle niecheci B'nai B'rith, poteznej zydowskiej organizacji. I wiedzialem cos jeszcze - ze takze ta historia wymaga dopelnienia (Wojciech Sumlinski, Tomasz Budzynski, "Powrot do Jedwabnego 2").

No comments: